Kupcy z daleka i bliska

Praca w handlu wiązała się z ciągłą mobilnością, bo kupcy to nieustanni wędrowcy. Aby zostać wytrawnym kupcem, nie wystarczył talent! Potrzeba było do tego ogromu wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Znajomość pisma, rachunkowości i języków obcych, dobra orientacja geograficzna, wyczucie klienta… Nic dziwnego, że kupcy byli warstwą wykształconą i mieli największy udział w miejskich rządach.

Co zatem oferowali poznaniakom kupcy przyjeżdżający z zagranicy? Przede wszystkim towary, których nie można było dostać na lokalnym rynku: przyprawy korzenne, wschodnią broń, safian (cienką koźlą skórę służącą do oprawiania ksiąg) czy śródziemnomorskie wina. Dzięki zamożności poznańskich mieszczan mogli liczyć na stałe dochody i gwarancję zbytu towarów codziennego użytku i tych bardziej luksusowych.

Większość cudzoziemskich kupców przebywała w Poznaniu okresowo. Niektórym jednak miasto tak przypadło do gustu, że przenosili tu swój interes na stałe. Często zyskiwali obywatelstwo, a nawet wpływy w radzie miejskiej.

 

 

Zdjęcie główne  - Kupcy z daleka i bliska
Zamknij rozwijaną treść

Wilda. Mikołaj Wilda

Poznań utrzymywał szczególnie silne kontakty handlowe z miastami niemieckimi, takimi jak Berlin czy Norymberga. To właśnie tam oraz na Śląsk najczęściej wyjeżdżali miejscowi kupcy. Z kolei w naszym mieście często gościli handlarze z tamtych stron. Poznańskie jarmarki miały bowiem rangę podobną do tych w Gdańsku czy Wrocławiu.

W historii Poznania szczególnie zapisał się niemiecki kupiec Mikołaj Wilda. Zawitał tu w połowie XV wieku jako agent spółki handlowej z rodzinnej Norymbergi. Trudnił się także bankierstwem, a jego interesy sięgały od Wilna po Frankfurt nad Menem.

Po uzyskaniu obywatelstwa Poznania bardzo aktywnie działał w radzie miejskiej. Przez 25 kadencji był ławnikiem i rajcą, a dwukrotnie – burmistrzem! Wilda doszedł do znacznego majątku – posiadał m.in. kram i kilka kamienic na Starym Mieście. Był również właścicielem podpoznańskiej wsi Wierzbice, którą później nazwano Wildą. Syn Mikołaja odsprzedał folwark miastu, a dzielnica ta po dziś dzień nosi imię norymberskiego kupca.


Norymberski kupiec z XVI wieku. Być może tak właśnie wyglądał Mikołaj Wilda?
Jost Amman, Kaufmann. Ilustracja do Księgi stanów Hansa Sachsa (1568), domena publiczna

Szkoci, czyli 1001 drobiazgów

Szkocja nie należała do najspokojniejszych krajów XVI-wiecznej Europy. Problemy gospodarcze, a zwłaszcza konflikty religijne sprawiły, że kraj opuściło wtedy nawet sto tysięcy osób. Jedna trzecia z nich trafiła na ziemie polskie. Najwięcej Szkotów osiadało w portach nad Bałtykiem. Drugim najchętniej wybieranym przez nich regionem była Wielkopolska, a zwłaszcza Gostyń i Poznań.

Zamożniejsi Szkoci zajmowali się handlem na większą skalę. Biedniejsi trudnili się handlem obnośnym – krążyli od domu do domu i sprzedawali wełnę, nici, wstążki czy grzebienie. Niektórzy z nich poprawili swój status: Dawniej najpośledniejsi przekupnie, których sprzętem kosze i siano, rozprzedawali tylko igły, nożyki, sprzączki i inne drobiazgi tego rodzaju, nosząc na plecach skrzynie i pudła. Teraz zaś […] wozami rozwożą towary i jeżdżą po jarmarkach miejskich – pisał w XVII wieku wielkopolski szlachcic Łukasz Opaliński.

Zamożniejsi Szkoci szybko zyskiwali obywatelstwo i wpływy w mieście. Ubożsi zmagali się jednak z przeciwnościami. Wielu z nich działało poza organizacjami cechowymi. Spotykała ich z tego powodu niechęć ze strony konkurencji. Jeszcze w drugiej połowie XVI wieku na handel zezwalano tylko tym Szkotom, którzy nabyli w mieście nieruchomość i zyskali prawo miejskie. Część z nich tak czyniła, żeniąc się często z Polkami. Inni musieli wyjechać.


Szotowie, choć z kramiki chodzą, ten zwyczaj mają, że złożywszy je, albo sprzedawszy, bronie do boku przypasują i rusznice na ramiona biorą, a nie lada to jest piechota – pisał jeden z dowódców Stefana Batorego. Na ilustracji: szkoccy żołnierze ubrani w kraciaste kilty (1631 rok), domena publiczna